Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
Wracając do gabardyny

Do gabardyny wracamy nie tylko w krótkiej perspektywie, już drugi raz sięgając po nią na przedwiośnie – ale i w szerszym kontekście, sięgając po tkaninę, która niegdyś cieszyła się ogromną popularnością, lecz z czasem popadła w zapomnienie.
Powiedzmy, że jako miłośnicy tzw. “klasycznej męskiej elegancji” jesteśmy raczej przyzwyczajeni do noszenia tkanin, które nie cieszą się dużą popularnością w codziennej modzie; za przykład niech tu posłużą chociażby tweedy i flanele. Jednak nawet w naszej niszy zdarzają się materiały, które można uznać za zapomniane – takie, które w pewnym momencie zaczęto postrzegać jako mniej interesujące, staroświeckie czy niemodne, aż wylądowały gdzieś na marginesie. Można powiedzieć, że tak właśnie w pewnym momencie stało się z gabardyną – gęsto tkanym materiałem o ukośnym splocie, z militarno-technicznym rodowodem, który w połowie XX wieku przeżywał swój złoty okres jako popularna tkanina na garnitury i spodnie, by w kolejnych dekadach wycofać się w cień.
Gabardyna początkowo została zaprojektowana z myślą o ochronie przed deszczem i wiatrem – i prawdę mówiąc, w wersjach o nieco wyższej gramaturze, do dziś całkiem nieźle sprawdza się w tej roli, np. jako materiał na lekkie kurtki i trencze – szybko jednak zapracowała sobie na status niezwykle praktycznej, trwałej, matowej i odpornej na zagniecenia tkaniny o uniwersalnym przeznaczeniu. Jej karierę przerwały dopiero zmieniające się trendy końcówki poprzedniego stulecia - można powiedzieć, że z jednej strony przegrała rywalizację z błyszczącymi i delikatnymi wełnami czesankowymi, a z drugiej z gniotliwymi (acz łatwymi w praniu) bawełnianymi chinosami oraz wszechobecnym dżinsem. Wraz z osłabieniem pozycji zestawu marynarki ze spodniami w kant jako podstawy męskiego ubioru na co dzień, te bardziej zgrzebne, proste wełny straciły na znaczeniu. Właściwie cała ta kategoria tkanin – nie dość formalnych na elegancki garnitur, a zbyt formalnych na nowoczesny casual – niemal wyginęła.
Podczas gdy flanele i tropiki obroniły się jako propozycje ściśle związane z konkretną porą roku – nie dające się zastąpić żadną równie atrakcyjną alternatywą w zestawach z sezonowymi marynarkami – gabardyna nie miała jednej wyróżniającej cechy, która przyprawiałaby pasjonatów klasyki o szybsze bicie serca i która zapewniłaby jej pozycję w pierwszej lidze tkanin, o których się mówi. Paradoksalnie to fakt, że była kiedyś zwykłą, uniwersalną tkaniną codzienną - pozornie wielka zaleta - mógł utrudnić jej przebicie się i wielki powrót do mody.

Na szczęście to już odpowiedni moment, by na nowo docenić jej zalety – bo chcąc dalej nosić spodnie w kant, nie tylko chinosy i dżinsy, potrzebujemy właśnie takich tkanin, które nie wydają się przesadnie formalne (i nie wyglądają jak osamotniona, sama tylko dolna połowa garnituru), ale oferują funkcjonalność wełny. Szczerze mówiąc, tu w Poszetce nigdy nie byliśmy fanami ultralekkich, połyskliwych, gładkich wełen czesankowych jako wyboru na co dzień, poza garniturami na stricte eleganckie okazje – możecie kojarzyć nas raczej z sezonowymi, matowymi tkaninami z wyraźną teksturą, w wersji letniej lub zimowej. Do tej pory brakowało nam jednak czegoś, co trafiłoby pomiędzy tropiki i flanele… no właśnie.
Wybrana przez nas gabardyna to właśnie taki pomost pomiędzy tymi dwoma kategoriam – tkanina średniej wagi, gęsto tkana, z matowym wykończeniem – pomyślana jako opcja z jednej strony na sezon przejściowy (a jak wiemy, w polskich warunkach pogodowych “przejście” potrafi trwać sumarycznie i dobre kilka miesięcy…), a z drugiej strony prawdziwie całoroczna, na tyle, na ile w klimacie umiarkowanym się da, czyli odpowiednia na większość roku, z wyłączeniem najmroźniejszych zimowych dni (których jest coraz mniej) oraz największych upałów (w które, umówmy się, praktycznie żadna warstwa materiału nie jest komfortowa).


Poruszyliśmy już wątki historyczne i modowe, ale nie zagłębiliśmy się jeszcze w jej techniczne aspekty gabardyny – choć dwukrotnie przewinęła się przez tekst informacja o jej gęstym splocie. Nie mogliśmy tego pominąć; to kluczowa cecha. Co to jednak oznacza z praktycznego punktu widzenia?
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że dzięki temu ubrania szyte z gabardyny świetnie trzymają formę – kant na spodniach pozostaje ostry, a materiał jest odporny na zagniecenia i nie wymaga częstego prasowania. W tym konkretnym przypadku efekt ten potęguje wykończenie stosowane przez Takisada Nagoya – jedną z nielicznych japońskich tkalni specjalizujących się w wełnie. Tak zwany vintage finish nadaje tkaninie suchy chwyt i przyjemną sprężystość, usuwając nadmiar naturalnych olejków bez nakładania dodatkowych powłok wygładzających powierzchnię czy nadających blasku tkaninie. To wykończenie dobrze komponuje się zarówno z pastelowymi, nieco retro w swoim charakterze odcieniami (jak dwa zeszłoroczne), jak i bardziej standardowymi, melanżowymi wersjami klasycznych kolorów (jak szarość i brąz po które sięgnęliśmy tym razem).


Spodnie z gabardyny są wręcz stworzone do częstego noszenia – dobrze rozumiemy, czemu kiedyś tak chętnie sięgano bo gabardynę na co dzień. I dziś, to znów dobra codzienna tkanina - codzienna, bo łatwa w pielęgnacji i niezwykle trwała; codzienna, bo pasuje do niemal wszystkiego, co entuzjasta klasyki ma w swojej szafie. Granatowy blezer? Oczywiście. Inne ciemne marynarki? Jak najbardziej. Mniej formalny overshirt? Pasuje. Koszula i sweter? Bez dwóch zdań! To spodnie, po które łatwo sięgnąć, gdy potrzeba uniwersalnej opcji – takiej, która sprawdzi się i w środowisku konserwatywnego dress code’u, i w luźniejszych okolicznościach, w zależności od dobranej reszty zestawu.
Gdy jest za ciepło na flanele, a za chłodno na tropik – a swoją drogą, teraz jest taki moment – dajcie gabardynie szansę. Szybko przekonacie się, jak łatwo i przyjemnie się do niej wraca i będziecie to chętnie robić… tak jak my.