Poszetka Worldwide
Hey there! We noticed that you want to access the Polish version of our store. Note that worldwide shipping is unavailable on the Polish version of the website. For purchases from abroad, you can only do it through the English website, which offers the following benefits.
- Free shippingacross the EU for orders over 80€, and to the UK, Switzerland, and Norway for orders over 120€.
- 30 days to return the productwithout providing a reason.
- Worldwide delivery.
P.S. Nie zapomnij o apaszce… lub poszetce

Myślę, że nasz ostatni tekst “Męskie, ale damskie” zasługuje na małe post scriptum - należy się kilka słów więcej w temacie pożyczania apaszek przez mężczyzn… lub zastępowania ich poszetkami.
Wiecie - zachęcałem, sugerowałem, ale zdaję sobie sprawę, że nie przekonam tak łatwo wszystkich. Noszenie apaszki pod szyją to nie jest łatwy temat; to raczej świadoma **zagrywka, zabawa stylem nawet, nie odtwarzanie bezpiecznych wzorców i składanie zestawów według gotowej instrukcji.
Tym razem jednak nie będę mówił o dandysach w XVII i XVIII wieku, nie wspomnę o kowbojach, nie przywołam historii krawatów fularów nawet - już moja w tym rola, żeby przekonać nie abstrakcyjną nieco (z dzisiejszej perspektywy) historią, a sensownymi przykładami, które mogą posłużyć za plastyczną wizualizację tego, na co to, po co to i dla kogo to.

Nie obejdzie się jednak bez małego wstępu - chciałbym nadać ton temu wywodowi, już teraz podkreślając, że im bardziej odchodzimy od krawatów, tym bardziej apaszki u mężczyzn mają sens. Zwłaszcza po pandemii, w tych ubraniowo wyluzowanych czasach, przydają się one jak nigdy wcześniej.
Gdy mówimy o tej nieszczęsnej “klasycznej modzie męskiej” (wiecie, jak nie cierpię tego terminu, ale cóż począć?), mówimy zazwyczaj o zestawach złożonych z określonych elementów, od linijki - spodni, koszuli, marynarki (no, ewentualnie zamienionej na sweter) i akcesoriów, krawata i poszetki. Pierwsze trzy to rama, szkielet zestawu - są duże, zazwyczaj też stonowane; tworzą ogólny zarys - a pozostałe to dodatki, swego rodzaju przyprawy, które mogą mniej lub bardziej zmieniać charakter bazowych elementów.
Żeby pokazać to obrazowo, lubię tę analogię przyprawowo-jedzeniową właśnie: weźmy za przykład mięso, choćby kurczaka. Możemy przyrządzić go na setki sposobów. Może być delikatny, niedoprawiony, sauté - a może pływać w gęstym, grzybowo-śmietanowym sosie lub lepkim teriyaki. Jeśli podajesz danie osobom, które nie lubią lub nie mogą jeść mocno przyprawionych potraw, chcesz pokazać czysty smak dobrej jakości mięsa lub uważasz, że należy oddać pole innym, bardziej wyrazistym potrawom na stole, pierwsza opcja ma sens; jeśli chcesz zrobić po prostu smaczny, jednodaniowy obiad, który będzie spójną i wyrazistą całością, raczej wybierzesz drugi, bardziej intensywny wariant.
Dokładnie tak jest z ubraniami - jeśli ubierasz się na ważną okazję, pomyśl o tym, że strój też może uchodzić za lekko- lub ciężkostrawny dla otoczenia. Jeśli chcesz, żeby to marynarka lub koszula (mięso) zagrały główną rolę, z dodatkami (przyprawami) postępujesz ostrożnie tak, żeby nie przesadzić i nie odciągnąć uwagi od głównego składnika zestawu. Często jednak nie boisz się sięgnąć po sól, pieprz i bukiet ziół, żeby dosmaczyć całość - dobrać ten żółty krawat w zielone romby do granatowego blezera i białej koszuli, dorzucając jeszcze poszetkę z ołtarzem Wyspiańskiego, która swoim zestawem kolorów spina niebieski, żółć, zieleń i biel w całość.

No i właśnie: nie zawsze to my decydujemy o przyprawach. Teraz na przykład gdy znaleźliśmy się w postpandemicznym świecie rozluźnionego dress code’u, otoczenie serwuje nam dietetyczną ubraniową dietę, oszczędnie doprawioną - żeby nie powiedzieć, że gotowaną na parze, bez smaku. Choć akurat, jak pomyślę, to typowy mundur polityków z kampanii wyborczej, granatowy garnitur z białą koszulą (obowiązkowo bez krawata), to rzeczywiście taki ekwiwalent indyka z marchewką, przyrządzonych w parowarze. Ale złośliwości na bok, porozmawiajmy merytorycznie, o tym, że…
…z pomocą może przyjść ketchup.


Dużo tu tego jedzenia - pewnie powinienem pisać ten tekst po, a nie przed posiłkiem - ale mam nadzieję, że wiecie, o co chodzi. Nie jest to określenie pejoratywne, nie chcę obrażać apaszek. To, do czego piję, to to, że znajdziecie w nich ekwiwalent gotowego sosu, który można w ostatniej chwili dodać do potrawy; coś, co nada jej smak, nawet wtedy, gdy nie została należycie doprawiona przed podaniem.
Po prostu, gdy z równania koszula + marynarka + krawat = dobry zestaw wypada jeden z zaledwie trzech czynników, warto zastąpić go czymś innym, co równie skutecznie wprowadzi kolor i zróżnicowanie; zastąpi brakujący element od strony praktycznej, jednocześnie nie dodając formalności.
Dlatego warto się złamać i przekonać do tego, że jednak coś - duża apaszka, bandana, poszetka - na szyi się przydaje i potrafi zdziałać wiele, cuda wręcz.
A jak już wspomniałem o wachlarzu opcji, wypadałoby je szybko rozpisać.
Duże apaszki - takie w formacie kwadrata o bokach 65 x 65 cm, niekiedy i większe - to najtrudniejszy temat. Ciężej je zawiązać i mocno się odznaczają; trzeba też pogodzić się z tym, że dominują i dla balansu potrzebują mocnej przeciwwagi w ramach zestawu, np. w formie wyraźnej tekstury (sweter z wełny shetland, tweedowa marynarka) i/lub wielu warstw, łącznie z kurtką czy płaszczem na górze.
Co prawda odchodzimy już od nomenklatury nazywania ich damskimi - to zbyt zawężający termin, raczej trzeba je traktować jako unisex - ale wciąż widzimy ograniczenia; to coś raczej do łączenia z casualem, ew. bardziej fantazyjny zastępnik szalika, nie dodatek do klasycznego, stonowanego garnituru. Jednak wtedy, kiedy pasuje, potrafi zrobić efekt wow - niekiedy wręcz przeobrażając coś nudnego w coś spektakularnego.

Mniejsze są bandany - takie klasyczne, kowbojskie - zazwyczaj mają po ok. 50 cm długości i szerokości, ±5 cm. Chustę można lekko tylko zwinąć i zawiązać trójkątem do przodu, jak na filmach (żeby chronic szyję przed wiatrem lub nos i usta przed pyłem), można ją też w całości zwinąć w rulonik i zawiązać odwrotnie, jak apaszkę, z wystającymi końcówkami dla ozdoby.
Eksperymentowałem z bandanami i… szczerze mówiąc, nie jestem przekonany. No, przynajmniej nie na tyle, na ile myślałem, że będę. Trójkąt jest bardzo westernowy i przez to niezbyt uniwersalny; noszenie na odwrót nie rozwiązuje problemu, bo wystające części są już na tyle duże, żeby konkretnie wystawać i zwracać uwagę, ale jeszcze na tyle małe, by nie mieć tej siły, dramaturgii, co największe apaszki. Cóż, to też po części kwestia tkaniny - tradycyjne bandany są robione z bawełny, która nie jest tak sprężysta i plastyczna jak apaszkowy jedwab czy wełna.


Dlatego właśnie, osobiście za złoty środek uważam jeszcze mniejszy format - małe apaszki (w rozmiarze 45 x 45 cm) lub duże poszetki (40 x 40 cm). Pomiędzy nimi różnica jest już subtelna; dużo zależy od tego, jaki ma się obwód szyi. Poszetka 40 x 40 cm zawiązana na kimś, kto nosi rozmiar kołnierzyka 37, będzie wyglądać rozmiarowo praktycznie tak samo, jak apaszka 45 x 45 cm zawiązana na innej osobie, noszącej rozmiar 44. Oczywiście, przy mniejszych wymiarach wciąż sugeruję wybór jedwabiu, wełny lub mieszanek opartych o któreś z wcześniej wymienionych włókien; czysty len lub bawełna są zbyt sztywne, zbyt gniotliwe.
Jeśli zastanawiacie się, jak to wygląda w praktyce, wystarczy spojrzeć na nasze zdjęcia, choćby te z jesienno-zimowych lookbooków - tam zazwyczaj, poza pojedynczymi przykładami, pod szyją wiązaliśmy właśnie poszetki, ewentualnie nieco większą bandanę z kolekcji Baltic. Wygląda to delikatnie, mieści się pod kołnierzykiem koszuli i dyskretnie ozdabia, nie krzycząc z daleka. Przy t-shircie lub swetrze (z okrągłym dekoltem) zwisające końcówki można dodatkowo schować pod ściągacz. Takie rozwiązanie zastępuje krawat tam, gdzie ze względu na formalność i skojarzenia byłby nie na miejscu.

Osobiście nie mam nic przeciwko temu, żeby poszetki częściej lądowały na naszych szyjach niż w naszych brustaszach. Przy zmianie trendów, którą da się zauważyć, może to zwiastować drugą młodość dla tego dodatku w innej roli… i to takiej, która efektywnie zastępuje i poszetkę, i krawat.



Miało być krótkie post scriptum do tekstu o pożyczaniu męskich rzeczy przez kobiety, wyszło jak zwykle - mam nadzieję, że przynajmniej każdy da radę wynieść z tego coś pożytecznego dla siebie. Tak, jak ostatnio zachęcałem do pożyczania apaszek w rewanżu, tak dziś dokładam poradę w kwestii recyklingu poszetek. Ostatecznie chodzi o to, żeby mimo rezygnacji z czegoś nie rezygnować z opcji dekorowania szyi i doprawienia zestawu.
Przecież jest wiele rzeczy, które lepiej smakują z keczupem. Prawda?